Ostatnio odcinam się niestety od polityki, wolę tą z poprzednich wieków, chociażby przez to, że już po prostu była-minęła.

Lecz .... Jako, że jestem czystym tworem Związku Radzieckiego (mama Litwinka, ojciec Mołdawianin, urodziłam się i kawał dzieciństwa spędziłam na dalekiej Kołymie) to ten dzień darzę naprawdę dużym szacunkiem i cieszy mnie inicjatywa uczczenia pamięci poległym w Polsce Rosjanom ( i czy tylko Rosjanom??? W Armii Czerwonej była całkowita międzynarodówka!). Choć tak naprawdę boję się myśleć ile w tej akcji prowokacji ( głosy za i przeciw... a później partie które były za i przeciw) a ile to zwykły dobry ludzki odruch ...

Mój świętej pamięci dziadek (Mołdawianin) przeszedł całą wojnę, wrócił bez ręki, taką sztywną protezę zamiast miał, za to z wielką siłą - miłością ściskał nią swoich wnuków. Przez to trochę bałam się dziadka. O wojnie ... może i opowiadał, zbyt mała byłam by pamiętać. Lecz wiedziałam, że taka ręka to przez nią, a z dziadka muszę być dumna, bo walczył.

Babcia (Litwinka) pól wojny z rodziną spędziła w lesie, w jakichś tam leśniczówkach, bo .... "Jak Niemcy byli, to tacy zadbani, golili się codziennie, pozwolili dalej być w gospodarstwie, a później przyszli śmierdzący ruscy i wypędzili ich, wszystko zrabowali, żadnego bydła nie zostało, musieli iść do lasu...." Dla niej 9 maja to pewnie, jak i dla większości Polaków początek końca....

Dziadek ukochanego, Polak, urodził się niedaleko Zwiahla - Nowograd Wołyński, pod koniec lat 30-tych całą rodziną byli represjonowani do Kazachstanu. Wojna się zaczęła gdy miał 17 lat. Oczywiście armii się nie wybierało ( tak były ponoć jednostki gen. Andersa... ale czy warto było robić tym, którzy zostają w domu Wielki Kłopot?), więc walczył w szeregach Armii Czerwonej. Szedł z III frontem białoruskim przez Białoruś, Litwę, Mazury, pod Kaliningradem został ranny - działo wybuchło zbyt blisko, był demobilizowany, od tej pory ma problemy ze słuchem, ścięte palce. O wojnie opowiada często, raczej jakieś cudowne historię, jakim cudem przeżył tam i tam, jak litewska partyzantka im mosty wysadzała, o zwykłych ludziach we wsiach, jak ich witali lub nie. Opowiadał o 9 maja 1945, jak to pilnując w cywilu jakiegoś tam budynku, nad ranem ( bo w Rosji jest trochę godzin do przodu i dużo stref czasowych, przez to 9, a nie 8 maj!) usłyszeli, że to koniec - ZWYCIĘSTWO! Jak biegał i budził wszystkich, a nikt nie mógł uwierzyć i łzy i radość .... I jesteśmy z niego dumni, i ja i cała jego rodzina. Wspaniały człowiek! I nigdy, choć wiem jak to wyglądało, nie spytam się o sztrafbaty (co którzy szli pierwsi), zagradotriady (ci którzy byli z tylu i pilnowali by nikt nie uciekł) bo i po co... A mnóstwo takich jak on - prostych dzieciaków zginęło tutaj na tych ziemiach... I mnóstwo rodzin do tej pory ich szuka, lub przynajmniej zdjęcia wspólnego grobu (wysyłałam takie niejednokrotnie) i tym rodzinom będzie naprawdę bardzo przyjemnie jak ktoś wspomni i zapali symboliczny znicz.

A my dziś świętujemy podwójnie - ukochany (pół Polak, pól Ukrainiec :)) ma dziś urodziny!

Wszystkiego najlepszego Wiktorze!!! :*


Dopisane P.S.  W styczniu 2015 r. odszedł  Kazimierz Malinowski - dziadek Wiktora.