Na początku odsyłam do części pierwszej, która ...hmm....  pojawiła się tutaj rok temu. I w ramach myślenia - lepiej później niż wcale - wracamy do opowiastek zmotoryzowanych.
Magdalena Samozwaniec, której książka "Maria i Magdalena" jest kopalnią wiedzy, jeżeli chodzi o obyczajowość Krakowa początku XX wieku, wspomina, że poczciwe koniki na Kossakówce zmarły śmiercią naturalną i zostały zastąpione przez automobile różnych marek.

Na początek był to samochód  niemieckiej marki Mercedes-Benz:
"Okropny, wielki bladożółty wóz firmy ,,Benz”, który trzeba było kręcić ręczną korbą, aby zapalił, i którego motor po obiecującym „teuf, teuf, teuf!” gasł i przez dłuższą chwilę nie chciał iść..."

Ciekawi Was jak wyglądał? Podejrzewam, że mniej więcej to był model - Mercedes-Knight 16-45 PS Tourenwagen, z początku lat 20-tych. Nawet kolor w miarę się zgadza :)  korba  też jest. Nie wiem, czy wiecie, ale bagażnik w takich samochodach był doczepiany w postaci wielkiej walizki-skrzyni z tyłu, oczywiście także z odpowiednim logiem.



Chociaż bardziej mi do Kossaków pasuje ten o to model - 24-100-140 PS Roadster.  Zwłaszcza kolor - strzał w dziesiątkę, tylko gdzie korba i czemuż w takim razie "okropny"? Jest wspaniały! Już widzę siebie za kółkiem w wielkim bordowym kapeluszu i długich rękawiczkach :P.


Pewnego razu Wojciech Kossak przyjechał z Paryża wozem  angielskiej marki „Austin” wraz z: "(...) szoferem Francuzem, eleganckim młodzieńcem w skórzanej kurcie, który nie wyobrażał sobie, aby można było jadać nie z państwem, ale w kuchni ze służbą, jak polski szofer, Jan Mazanek. Tym więc pięknym ciemnozielonym wozem (który dzisiaj wydałby się co najmniej mamutem) jeździła rodzina Kossaków na Bielany, do Ojcowa i na niedzielę do Zakopanego." 

Może był to model Austin Twelve dla szóstki pasażerów produkowany od 1922 roku?


Lub późniejsza wersja tego samego modelu, lekko zmodyfikowana:


A że Krakusi wozili się wszędzie autami już wtedy, udowadnia Muzeum Fotografii w Krakowie. Są to zdjęcia z ich zbiorów.



 Jestem prawie pewna co do modelu Austina, tylko że musiał by to być kabriolet.
Gdy Wojciech Kossak nauczył się sam prowadzić wóz, maszyna cały czas była o krok od katastrofy, a kilka razy nawet znalazła się w rowie.
"Zdarzało się to najczęściej wówczas, kiedy koło kierowcy siedziała jakaś piękna, młoda dama. Gdy wiatr podnosił jej sukienkę i odsłaniał kolana, Wojtek zapominał o tym, że siedzi przy kierownicy, zerkał ochoczo na nóżki i... kraksa gotowa."
Zielonym Austinem woził Kossak nie tylko urocze damy, ale również i chcących się strzelać mężczyzn. Jazdy te odbywały się o świcie i kierowane były na Bielany, gdzie na polanie koło klasztoru ojców Kamedułów zwykle odbywały się pojedynki.

Szukając coś o motoryzacji w Krakowie, znalazłam ciekawą informację o tym, że na ziemiach zaboru austriackiego obowiązywał ruch lewostronny, czyli jak teraz w Wielkiej Brytanii, a już w rosyjskim i pruskim był prawostronny. Ileż to nerwów i ciągłej koordynacji musiał kosztować przejazd na trasie Warszawa-Kraków.
Ja nie dałabym radę, piszczę na rowerze przy ruchliwej drodze i jak to kobieta, ciągle mylę kierunki. Myślę, że dla mnie taka jazda szybko skończyła by się podobnie jak u Kossaka.

Swoją drogą, jak już jesteśmy przy nich. Czy ktoś wie co się dzieje z Kossakówką? Słyszałam różne ploty, że niby komin już się zawalił i ściany w środku i że nikt już tam nie mieszka, więc w sumie miasto mogłoby się nią zaopiekować. Ktoś zna prawdę?


P.S Dopisane dnia 3 listopada 2014 r.
Samochód znalazłam!!! HIP HIP HURA! Wojciech Kossak w towarzystwie hr. Augusta Krasickiego.