Jest maj 1920 roku. Trwa epidemia tyfusu plamistego. Najwięcej ofiar jest w Rosji. Polskie wojska zdobywają Kijów. W Krakowie powstają organizacje do "ochrony sklepów i mienia", zarazem trwa walka z paskarstwem, zwłaszcza jeżeli chodzi o nielegalny handel tytoniem, a dziennikarze marudzą na stan zanieczyszczenia miasta. Po trzech dniach ochłodzenia, po tzw. Zimnych Ogrodnikach - św. Pankracy, św. Serwacy i św. Bonifacy nadchodzi Zimna Zośka.
I to właśnie podczas dnia św. Pankracego, na Rynku Głównym, na linii C-D, w Kamienicy pod Jagnięciem - nazwanej tak, gdyż kamienicę tę przejęli Potoccy z baranem w godle, dzieje się tragedia!

Głos oddaje "Gońcowi Krakowskiemu". Pisownia oryginalna!

"Straszny dramat miłosny. Kochanek wyrzuca swą kochankę przez okno.

 Wczoraj o godzinie 6-tej wieczorem tłum ludzi zgromadził się przed pałacem Potockich w Rynku Głównym przy linii C-D. Oto z trzeciego piętra (mansardu) pałacu rzuciła się na bruk młoda kobieta, służąca hr. Potockich i uderzając głową o stojące obok chodnika drzewo, zabiła się na miejscu. Zakrwawione zwłoki nieszczęśliwej przeniesiono do pobliskiej bramy szpitala "Pod Baranami", poczem po skonstatowaniu śmierci przez lekarza, odwieziono ciało do zakładu medycyny sądowej. 

Morderca sam się oskarża 

W pół godziny po tym strasznym wypadku do komisarza policyi pod Telegrafem zgłosił się kamerdyner hr. Potockich, Józef Mazur, lat 47, rodem z Krzeszowic, i zeznał, ze on JEST MORDERCĄ SŁUŻĄCEJ, KTÓRA WYPADŁA Z OKNA I ŻE TO ON JĄ WYRZUCIŁ NA CHODNIK.

Rozalia Patkówna (takie jest nazwisko nieszczęśliwej) służyła od lat kilku za "kawiarkę" hr. Potockiej. Józef Mazur służył od lat 30-tu u hr. Potockich w Krzeszowcach, ożenił się i ma sześcioro dzieci, z tych dorosłą już prawie córkę.

Mazur przed rokiem został przeniesiony z pałacu w Krzeszowicach do pałacu hr. Potockich w Krakowie i tutaj służył jako "kamerdyner", zapoznał się z Rozalią Patkówną. Między obydwojgiem rozgorzała namiętna miłość. Niestety, o miłości tej dowiedziała se służba pałacu, a przedewszystkiem marszałek dworu hrabiny, p. Serafin, który reagując przeciw romansowi żonatego kamerdynera z "panną służącą", przeniósł Mazura z powrotem do pałacu w Krzeszowicach, stawiając warunek, że albo odejdzie natychmiast do pałacu krzeszowickiego, albo utraci służbę.
 Polecenie to usłyszał Mazur wczoraj rano, a na wiadomość, ze będzie musiał opuścić ukochaną wpadł w straszną rozpacz.
Wreszcie wieczorem, chcąc pomówić bez świadków z Patkówną, udał się do jej pokoju służebnego na poddaszu pałacu, gdzie zastał ją gdy wyglądała oknem. Po krótkiej rozmowie, w której zakochani zamienili ze sobą pocałunki i gdy Patkówna poczęła płakać na wspomnienie o rozłące, Mazur (jak sam zeznaje), nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, ogarnięty szalem PORWAŁ NA RĘCE SŁUŻĄCĄ I WYRZUCIŁ JĄ PRZEZ OKNO!

Czyn ten graniczący prawie z szaleństwem, można chyba tłumaczyć histerycznym przeczuleniem nienormalnego mózgu. Mazur robi wrażenie człowieka spokojnego i statecznego, jest jednak niezwykle wzruszony i podniecony. Od czasu do czasu, gdy opowiada o swoim strasznym czynie łzy mu stają w oczach. "Kochaliśmy się bardzo, a ja nie chciałem, aby po moim odjeździe ona pozostała tu sama "- kończy swe zeznania tem niezupełnie logicznym rozumowaniem."



Z dalszych artykułów w prasie wynika, że Mazur został skazany dosłownie na kilka lat, gdyż tłumaczył się później, że mieli skoczyć razem i razem odejść z tego ziemskiego padołu, gdzie ich miłość nie ma szans. Patkówna skoczyła pierwsza, a on nie dał rady...
A mnie ciekawi, czy ktokolwiek w ogóle traktował jego czyn jako zabójstwo z premedytacją. "Histeryczne przeczulenie nienormalnego mózgu" to raczej okrutny przejaw zazdrości, typowy dla przysłowiowego psa ogrodnika.