"Historia owego jednego z najstarszych przyrządów latających cięższych od powietrza sięga około 200 lat przed naszą erą, a jego ojczyzną są Chiny. Najdawniejsze wzmianki dotyczą drewnianego latawca-gołębia, skonstruowanego przez Chińczyka Mo Ti. Z Chin latawiec zawędrował za pośrednictwem kupców i marynarzy do Korei, Japonii, na Archipelag Malajski, przez Birmę i Indie do krajów arabskich i Afryki Północnej, aż w końcu w XIV wieku trafił do Europy, a pod koniec XIX stulecia dotarł także do Ameryki i Australii. W Polsce latawce niewątpliwie musiały być znane od czasu najazdu Tatarów, kiedy to w bitwie pod Legnicą w 1241r. stosowane były latawce o smoczych kształtach; pewne informacje przekazane zostały przez rysowników i malarzy - były to latawce w formie dziecięcych zabawek, a te namalowane dane pochodzą z przełomu XVIII i XIX wieku."
Źródło: Wikipedia
Kształt latawca utrzymywał się przez długie lata niemal nie zmieniony.
Był to
deltoid, czasem zaokrąglony łukiem w górze z długim ogonem kolorowych papierków.
Zmieniało się tylko jego oblicze. Mimo zamierzchłego chińskiego pochodzenia, rzadko malowany był w smoki, częściej
miał oblicze słońca z uśmiechniętą gębą od ucha do ucha. Wnosząca się gwałtownie przed wybuchem pierwszej wojny temperatura uczuć patriotycznych odcisnęła swe piętno również na latawcach, które malowało się wówczas w orły na czerwonym tle, lub nawet wykrawało się
jego
kontur w kształt orła, a nazwa latawca ustępowała nazwie
"orła".
Sekret dobrego lotu latawca leżał w uchwyceniu właściwej proporcji między długością ogona, a punktem zaczepienia sznurka, czyli tak zwanej wagi.
Gdy latawiec wzbijał się wysoko i szybował spokojnie, rozpoczynało się wysyłania
poczty. Były to rozcięte
krążki z cienkiego kolorowego papieru, nawleczone na sznurek, które wiatr przesuwał ku górze. Trzeba też było niemałej siły i mocnego sznura, aby utrzymać latawiec w garści.
Toteż młodociani konstruktorzy przerzucili się wkrótce na budowę latawców, stawiających mniejszy opór, które dawały się prowadzić na znacznie cieńszej szewskiej nitce. Były to latawce
szkrzynkowe z czterema skrzydełkami na krawędziach, nazywane
"kaptiwami", od francuskiej nazwy balonów na uwięzi -
"captif".
W niedzielne wietrzne przedpołudnia
na Błoniach roiło się od latawcowych pilotów.
A było gdzie biegać ......
2 Komentarze
A ukochaną ksiażką Córuni jest "Skąd wieje wiatr" Krapiwina...
OdpowiedzUsuńOglądałam tylko ekranizację z 78-79 roku....
OdpowiedzUsuńA tutaj ta książka jest w oryginale http://www.rusf.ru/vk/book/ta_storona_gde_veter/main.htm
Trzeba będzie nadrobić :)