Wracamy z dość spokojną historią, ale bardzo związaną z ulicą Kochanowskiego, po której m.in.  oprowadzałyśmy jesienią.
Podczas tej wycieczki wspominałyśmy o rodzinie budowniczych Bujasów, a wypadek jednego z nich, Józefa Bujasa, opisywaliśmy w październiku na naszej stronie na FB. Kilka tygodni temu odezwał się pod tym postem prawnuk Józefa, więc... Nie mogło być inaczej! W poszukiwaniach kolejnych historii od razu trafiłyśmy na tę :). 



Na początku przypominamy, że do 1920 roku ulica Kochanowskiego nazywała się ulicą Stachowskiego. Od 1946 roku przy ul. Kochanowskiego 22 nieprzerwanie działa piekarnia rodziny Pochopień, których wyroby możecie kupić i przy ul. Karmelickiej 21, i ul. Krupniczej 12. Do 1946 też tam istniały piekarnie - Ignacego Kanarka, czy Antoniego Tatka.

Wycinek prasowy pochodzi z dziennika "Nowiny : dziennik niezawisły demokratyczny illustrowany", pisownia oryginalna.

27 marzec 1908 r.
Tajemnicza eksplozja przy ulicy Stachowskiego

 Dzisiaj rano około godz. pół do ósmej rozległ się na ul. Stachowskiego straszliwy huk, tak, że wszyscy przy tej ulicy zamieszkali obywatele byli przekonani, iż na ulicy tej wybuchła bomba.
 Wieść o tym wypadku rozniosła się szybko po mieście i przez parę godzin mówiono, że Krakowie eksplodowała na ul. Stachowskiego bomba. 
Mówiono nawet o ofiarach wybuchu, o ciężkiem pokaleczeniu jakiejś kobiety i t.d. Tymczasem okazało się, że wybuch istotnie był, ale o bombie nie ma nawet mowy. 
Sprawę według zebranych przez nas informacyj przedstawia się następująco:

Piekielny piec

 W domu pod 1. 22 przy ul. Stachowskiego, mieści się w oficynach na parterze kancelarya majstra murarskiego p. Tomasza Bujasa. 
Dzisiaj rano weszła do kancelaryi stróżka, która zazwyczaj rano sprząta w pokoju, aby zapalić w piecu. Stróżka ta, Regina Dróżdż, żona Kaźmierza Drożdża, posprzątała w kancelaryi, zabrała z podłogi porzucone papiery, wymiotła z pieca popiół i włożyła drzewo, oraz papiery na podpałkę. Zapaliła zapałkę, rozpaliła ogień, w tejże chwili jednak, jak opowiada Drożdżowa — z pieca wybuchnęło tak, że ją aż odrzuciło, a równocześnie rozległ się taki huk, że całe okno, mające blisko półtora 2 powierzchni wyleciało, a kawałki szyb wbiły się w rynnę dachu szopy, odległej od okna o 4 metry. 

Wyleciały również szyby ze szklanych drzwi w pokoju, a cały pokój napełnił się sadzą, tak, że ściana koło pieca cała się zrobiła czarną, a papiery, leżące na szafie przy piecu, zaczęły się palić. Skutkiem wybuchu stróżka ma całą twarz i ręce poparzone. 



Bomba czy proch

Eksplozyi towarzyszył olbrzymi huk, tak, że cała ulica została zaalarmowaną. Wtedy to właśnie zaczęto mówić o zamachu dynamitowym i o bombach. Ponieważ jednak wiedziano, że kobieta odniosła poparzenia, zawezwano pogotowie ratunkowe, które natychmiast przybyło, opatrzyło Drożdżową na miejscu i przewiozło ją do szpitala św. Łazarza.

Zeznania Drożdżowej

 Po zbadaniu obrażeń Drożdżowej przekonano się, że odniosła ona tylko poparzenia drugiego stopnia na twarzy i na obu rękach, tak, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo i za 5 dni będzie mogła zdrowa opuścić szpital. Zarządzono więc przesłuchanie jej. 

Drożdżowa opowiada, że jak tylko włożyła do pieca papiery i podpaliła je, natychmiast nastąpiła eksplozya. Zdaniem jej spowodowało wybuch to, że między papierami, służącemi jej za podpałkę, znajdował się także papier, "który, jak się go włoży do wody, nie zmoknie". 
Papier ten, jak się okazało, był zwyczajną kalką, która oczywiście wybuchnąć i to z taką siłą nie mogła. Przedsięwzięto więc badanie na miejscu wypadku, gdzie wkrótce zjawił się radca policji Swolkien w asystencyi pełniącego służbę komisarza. 

Tajemniczy „antinonim"

Przy piecu, w którym nastąpiła eksplozya, znaleziono pudełko, w którem się znajdowała masa do zapuszczania drzewa.
 Okoliczność ta naprowadziła na ślad przypuszczalnej przyczyny wybuchu.

 W kancelaryi p. Bujasa znajdowało się od r. 1906 w kącie koło drzwi pudełko z ową masą, zwaną „antinonim". 
Masa ta podobno jest łatwo zapalna, a w większej ilości może nawet wybuchnąć. Prawdopodobnie więc pudełko to albo sama Drożdżowa, albo ktoś inny, postawił przy piecu, a gdy Drożdżowa dzisiaj rano paliła, może rzuciła zapałkę właśnie do owego pudełka, co spowodowało eksplozyę. Jest to, naturalnie, tylko przypuszczenie. 
Pasty i maści są w ogóle palne, ale zazwyczaj nie wybuchowe. Jest w nich zawsze tłuszcz i węglowodór, więc łatwo się zapalają, wybuchu jednak nie spowodują i to tak silnego wybuchu. 

Co wybuchło?

Ostatecznie więc nie zdołano jeszcze stwierdzić, co właściwie było przyczyną wybuchu. Zachodzi jeszcze jedno przypuszczenie, prawdopodobnie uzasadnione, że w pokoju znajdował się proch, może zawinięty w papier i że Drożdżowa przez nieuwagę rzuciła go w piec. 
Gdy zapaliła, proch naturalnie musiał wybuchnąć. Byłoby to zgodne z twierdzeniem Drożdżowej, że na nią „buchło z pieca". Śledztwo w sprawie tego tajemniczego wybuchu prowadzi policya.
 O godzinie 4 zjechać ma na miejsce wypadku komisya sądowa. " 

I teraz pytanie do Was: Co to za tajemnicza masa do zapuszczania drzewa - ANTINONIM? I czy mogła ona spowodować taki potężny wybuch?

Co do bomby i oczekiwań mieszkańców, że to ktoś specjalnie coś podłożył, to nie ma w tym nic dziwnego. W tym samym czasie w Carskiej Rosji, podążającej do upadku, były jedne zamachy za drugimi, a ówczesna prasa poświęcała im wiele miejsca.

Cóż, w Krakowie cały czas było i jest spokojnie.
I niech tak zostanie.

P.S. Czekamy jak wiele krakowian i krakowianek na zniesienie obostrzeń by zaprosić Was na nasze spacery!