Od razu uprzedzam - jestem niewiastą bez prawa jazdy i na samochodach znam się tak jak ....( i tutaj można przytoczyć mnóstwo rzeczy na których się nie znam, a którymi próbuję ostatnio się zajmować :P). Za to uwielbiam nimi jeździć, zwłaszcza w doborowym towarzystwie i najlepiej na drugi kraniec Polski. Ponoć jestem najlepszym typem pasażera - potrafię zagadać kierowcę na śmierć :), co może się przydać podczas nocnej jazdy.
A cóż by to musiała być za przyjemność 100 lat temu!
Już sobie wyobrażam jak krzyczę rozmawiając przez głośny turkot silnika, upajam się zapachem spalin z silnika i przytrzymując kapelusz bez szala, (pomna nieszczęsnej Isadory Duncan) rozpływam się w piwnych oczach kierowcy .... a krakowskie budynki przelatują z niesamowitą prędkością 20 + coś kilometrów na godzinę. ...
Czyli mniej więcej tak :).
Najlepiej jednak zacytujmy czasopismo na wskroś krakowskie z 19 marca 1903 r.
Czas nr 64, 1903 |
Na redaktorach "Czasu" to wydarzenie nie zrobiło żadnego wrażenia. Wręcz, zgodnie z konserwatywnym duchem, zaniepokoili się tą szaloną i niebezpieczną jazdą. Także i dla innych obywateli Krakowa był to czyn karygodny.
"Wszyscy zachwyceni, a taki Mycielski, taki Tomkowicz, a Kossak, a Wyczółkowski – jak to-to w Rynku zobaczyli, zaraz poczuli się w samym środku Paryża!!! Jak to łatwo zbaranieć… Wystarczy odrobinę smrodu w nos wciągnąć, posłuchać – tur! tur! tur! pfuu! pfuu! – wystarczy popatrzeć na ów automobil i wariactwo gotowe! Stoisz na krakowskim Rynku, patrzysz na Sukiennice i Paryż widzisz! Ciekawe!!! No mnie nikt nie otumani! Możem staroświecka, zacofana nawet, ale niech nikt mi nawet nie próbuje wmawiać, że ten-tam… automobil to cywilizacja. To zdziczenie! Lekceważenie dobrych obyczajów! Czytam sobie dzisiaj Czas, a tu mi ów automobil charczy przed domem! Jedzie taki, bo ma ochotę, i ludzi hałasem nęka. Egoista! I po co się to fabrykuje?! Żeby ludziom zakłócać poobiedni odpoczynek?!" - pisała Antonina Domańska w swoim dzienniku.Cóż, też była już wtedy leciwą damą w wieku 50 lat :), która samą siebie nazywa staroświecką.
Coś mi się jednak wydaje, że data ogólnie przejęta nie jest prawdziwą.
Warsztat reperacyjny dla "samojazdów" sprawcy marcowych wydarzeń Wincentego Schindlera powstał już w 1892 i cóż innego, niż samochody przez 11 lat naprawiano w tym "Garage d' Automobiles" ?
....ciąg dalszy nastąpi .....
A ja w międzyczasie zapraszam na profil Dawnego-Krakowa na Facebooku.
6 Komentarze
Miło wreszcie zobaczyć nowy wpis.
OdpowiedzUsuńEch jako rowerzysta marzy mi się centrum Krakowa bez samochodów zupełnie.
W jakieś święto widziałem zupełnie opustoszałe z zaparkowanych samochodów ulice dookoła Plant. Tyle miejsca i przestrzeni:)
Mi jako pieszej też się marzy to samo :) zwłaszcza na przejściu przy Bagateli. Chciałabym powoli i bezpiecznie przemierzać tą przestrzeń w przedsmaku starego miasta... :) cóż czasami jestem mało uważna ;)
OdpowiedzUsuńZ tymi automobilami to trzeba jednak uważać i mieć oczy dookoła głowy... Kraków w tym względzie to przypomina Kair, albo inne miasto Bliskiego Wschodu, gdzie rządzi prawo klaksonu ;)
OdpowiedzUsuńNiemniej fajnie, że stary nowy blog znów ożył :))
To samo rzuca się w oczy oglądając fotki na DawnoTemuWKrakowie.pl. Mam nadzieję że te automobile to tylko chwilowy kaprys i że kiedyś wszystko wróci do ładu czyli ulice bez samochodów. A tak w ogóle to wiesz skąd się wzięło słowo - samochód? Przecież nie chodzi :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że przynajmniej takie ulice jak Karmelicka, Krupnicza, Długa, Starowiślna do Dietla, Krakowska i cała Dietla będą wyłącznie dla pieszych :) (To moje codzienne trasy, więc...).
OdpowiedzUsuńA samochód? nie wiem z czeskiego? Ma własny napęd-chód? Automobil mi się bardziej podoba, ale dla ówczesnych ludzików pewnie było to zbyt łacińskie słowo.
A zobaczcie, rosyjskie czy litewskie - Maszyna pochodzi od mechanike, to oznacza chytrość. Wiedzieli jak nazywać ;)
Ach te samochody! Bardzo ciekawy post, uwielbiam rozgrzebywać stare ciekawostki o moim mieście :D
OdpowiedzUsuń