Smutny porzucony przeze mnie blog usycha z braku nowych postów....
Cóż miałam prawdziwy zawrót głowy a zainteresowania na pewien czas powędrowały w stronę Wenecji i Toskanii, w której spędziliśmy cudowny tydzień wydłużony w zawojach mózgo-czaso-przestrzennych do granic miesiąca. I jeszcze trzyma mnie Florencja, Medyceusze, renesans, zapach rododendronów przemieszany z drzewami oliwnymi, kawą i lodami :)


Zdjęcia na picasie.
Wędrując tak sobie po tych pra-starych miejscach, połykając sztukę na każdym calu i gubiąc się w historiach i legendach, Kraków stawał się zbyt prowincjonalny, zbyt swojski, ... i gdzieś tam jednak nudny.... (ups..)
Wystarczyło wrócić i znów zachwyt!!! Ileż tu zieleni, cienia, ochłody! Przepięknych kamiennic, cudownie zaniedbanych godeł, witraży, wspomnień, historyjek i ... spokoju. Mój Ci on jest :) Może nie ze względu na czas zamieszkania, lecz ilość szufladek na jego temat, które już są w mojej wyobraźni. Dobre uczucie :)