Jego figura na długo stała się częścią polskiego krajobrazu, zwłaszcza dawnego Krakowa.
Po pierwsze to patron Krakowa, który ochrania wszystkich jego mieszkańców z wysokości baszty Floriańskiej (z legendą o sprowadzeniu jego relikwii do Krakowa możecie się zapoznać u przewodnikpokrakowie).
Po drugie mamy przepiękny kościół pod jego wezwaniem na Kleparzu, a po trzecie św. Florian był i obecny w codziennym życiu mieszkańców Krakowa jako ... metalowa plakietka
".... które przeważnie przybijano nad wejściowymi drzwiami. Plakietki były po prostu znakiem, że dom został ubezpieczony (mówiło się kiedyś "asekurowany") w towarzystwie ubezpieczeniowym, popularnie zwanym w Galicji "fajerkasą".
Pełniły jednocześnie rolę świętego obrazka i talizmanu. Po cichu wierzono, że bronią domostwo przed ogniem równie skutecznie jak zapalana podczas burzy gromnica. I dlatego jeszcze w latach pięćdziesiątych można było zobaczyć blaszane małe tabliczki pokryte grubą warstwą olejnej farby. Z czasem plakietki fajerkasy zaczęła pokrywać rdza, powoli zapominano o nich, aż wreszcie, całkiem skorodowane, zniknęły z większości domów..."
Andrzej Kozioł "Dziennik Polski" z 2000.5.6
Pierwsza na terenie zaboru austriackiego polska "fajerkasa" (Towarzystwo Ubezpieczeń od Ognia w Krakowie) powstała oczywiście w Krakowie i za swoje godło przyjęła postać św. Floriana. To tzw. "Florianka" (teraz tam znajdują się szkoły muzyczne) .Więcej o tym budynku oczywiście u przewodnikpokrakowie.
Wróćmy natomiast do naszego bohatera.
Św. Florian jako gorliwy chrześcijanin zginął śmiercią męczeńską w nurtach rzeki Enns w Noricum (obecnie St. Florian w Dolnej Austrii).
Był on szefem wojskowej służby w armii cesarza rzymskiego Diokleciana, ujął się za prześladowanymi legionistami wyznania chrześcijańskiego i za to skazany na karę śmierci.
4 maja 304 r. najpierw go katowano (ponoć przy użyciu haka wyłamano mu łopatki), później przywiązano do szyi kamień (młyński) i utopiono.
Żołnierz, który pchnął go do wody od razu oślepł. Natomiast Florian w nocy ukazał się świętobliwej niewieście Walerii, wskazując miejsce, gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki.
Waleria odnalazła ciało i pogrzebała je w miejscowości, którą od imienia świętego nazwano St. Florian.
Za panowanie Kazimierza Wielkiego pojawił się w Krakowie i stał się ulubieńcem strażaków, hutników, kominiarzy, garncarzy, piekarzy, piwowarów, kowali, czyli wszystkich, którzy często mają do czynienia z ogniem.
Co ciekawe w średniowieczu wizerunek św. Floriana nie posiadał wcale atrybutów patrona od ognia. Nosi on miękką, fałdzistą tunikę i togę, albo widnieje jako rycerz w zbroi rzymskiej lub średniowiecznej, z mieczem, tarczą, na której zwykle - krzyż, z palmą męczeńską, z chorągwią jako atrybutami św, rycerzy i wojowników.
Dopiero od XV w., znika palma i tarcza, a pojawia się wiadro z wodą i u stóp świętego gorejący dom lub kościół. Płomienie św. Florian gasi wodą z wiadra.
Pierwszy zachowany wizerunek świętego mamy w kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu (zrobiony oczywiście z czerwonego marmuru). Zalewa on tam wodą nie płonący dom lub kościół, lecz wprost tylko płomienie, które u nóg jego buchają, a woda się leje z pięknego dzbana.
Patron od ognia wzrósł w dziełach Włochów na jeszcze większego mocarza, który nie ogień domu tylko gasi, lecz ten piekielny, namiętności i grzechu. Ale tak naprawdę nie wiadomo kto z Włochów, którzy pracowali przy kaplicy Zygmuntowskiej ( byli to Jan Cini ze Sieny, Antoni i Filip z Fiesole i Wilhelm z Florencji), jest twórcą pomnika.
A teraz zagadka :) (za dużo odwiedzam pewien blog :P).
Gdzie (oczywiście w Krakowie) znajdują się te św. Floriany? I gdzie w okolicach znajduje się jeszcze jedna płaskorzeźba świętego? O nich - w następnym poście.
1.
Na zdjęciach: brama floriańska; gmach Towarzystwa Ubezpieczeń od Ognia - zdjęcie Ignacego Kriegera z końca XIX w.; wizerunek św. Floriana w zakrystii kościoła w Pörtschach am Wörther (Austria); św. Florian z kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu.
6 Komentarze
Jednego z nich mijam w drodze do Fabryki :)
OdpowiedzUsuńCiekawą w takim razie masz drogę do ... pracy?
OdpowiedzUsuńA którego konkretnie ;)?
Nr 1, oczywiście :)
OdpowiedzUsuńZaczytałam się :) Jak zwykle wspaniała historia i pięknie opowiedziana.
OdpowiedzUsuńA zagadki? (u mnie też się pojawiają od czasu do czasu, ten sam zgubny wpływ ;))
Dla mnie, bez przygotowania, za trudne niestety.. Przyznaję się niniejszym do ignorancji i będę pytać o odpowiedź wyroczni internetowych ;) i innych źródeł.
Na razie mogę tylko opowiedzieć historię o tym, jak to w okolicznej wiosce stoi sobie od daawnych lat kapliczka z figurą św. Floriana. I co parę lat, jakoś tak przed Wielkanocą pewien szanowany gospodarz poprawia Florianowi aparycję. Bierze pędzel i farby, ale tylko w dwóch kolorach: błękitnym i brązowym. Figura jest biała (co urąga poczuciu estetyki), dlatego trzeba domalować: rzymskie wiązane buty, pas, brwi i włosy (na brązowo), wodę płynącą z naczynia, fałdy na tunice i oczy świętego (na niebiesko). Efekt nie ma sobie równych! Dawno tam nie byłam, jak będzie okazja - zrobię zdjęcie!
Piękna historia, Ado :))) Koniecznie nam tego ozdobnego Florka zaprezentuj :)))
OdpowiedzUsuńPS. Myślę, że jakby tak gospodarzowi podrzucić czerwonej farby, mógłby urozmaicić wizerunek krwistymi usteczkami :)
Adeńko, to jest właśnie to! Takie historie uwielbiam!
OdpowiedzUsuńNie ma po co oglądać filmy Kolskiego, zachwycać się magią jaką tworzy itp.
Jedziesz na wieś i masz wszystko na wyciągnięciu ręki!
Będę czekała na zdjęcie Florianka!!!
Ponoć w teraźniejszym województwie śląskim i w Małopolsce ich najwięcej (chyba, że ty jeszcze gdzie indziej :P).