Przeglądałam “Nowy Dziennik” w poszukiwaniu jak zawsze czegoś, co jest niezdefiniowane, i na samym początku moją uwagę przyciągnęła reklama: torebka “Knautsch” + garnitur z rękawiczką :) JULJUSZ NACHT, Kraków, Stradom 5. Modelu tej torebki nie udało mi się odnaleźć, więc zaczęłam jak zawsze szukać - co się stało ze sklepem, rodziną itd. Szczerze przyznam, że moje poszukiwania oparte na książkach adresowych i gazetach rzadko kiedy przynoszą rezultat, lecz tym razem było inaczej.
Po pierwsze dowiedziałam się, że właściciel sklepu Juliusz Nacht przeżył zagładę i ponownie otworzył sklep w tym samym miejscu:

Natomiast nie trwało to długo - w listopadzie 1946 r. Juliusz ogłasza likwidację spółki: 


Co się działo wcześniej? Jak przetrwali? Czy sklep został zlikwidowany w 1946 r. po pogromach? Czy nowa władza znacjonalizowała prywatny sklep? Pytania, które mogły pozostać bez odpowiedzi, póki nie trafił w moje ręce artykuł o malarzu Arturze Nachcie-Samborskim, który był synem Juliusza! A witrynę sklepu ojca zdobiła winieta jego autorstwa.

“Po wybuchu wojny cała rodzina Nachta uciekła do Lwowa. Podczas niemieckiej okupacji miasta malarz mieszkał po "stronie aryjskiej", choć - jak wspomina jego siostrzeniec, Roman Wachs - łóżko miał w getcie, w którym przebywali jego najbliżsi. Jeszcze w 1941 roku, przed wkroczeniem Niemców, umarła matka artysty, Salomea (Sara) z Weindlingów, a już w getcie zginęła jego siostra Róża i jej mąż. 
W 1942 roku przyjaciele Nachta, pomogli artyście w wyjeździe ze Lwowa. Nacht udał się najpierw do Krakowa, potem do Warszawy. Z pomocą przyjaciół udało mu się wydobyć z lwowskiego getta ojca, brata Marka i siostrę Stefę z dziećmi i mężem. Wszyscy ukrywali się odtąd w Warszawie i poza nią.
29 września 1942 roku w parafii kościoła rzymsko-katolickiego p.w. św. Aleksandra w Warszawie malarz otrzymał akt urodzenia i chrztu na nazwisko Stefan Ignacy Samborski, syn Józefa i Zofii ze Szkudelskich. Pod tym nazwiskiem meldował się pod kolejnymi warszawskimi adresami, miał na nie wystawioną - oprócz kenkarty - także legitymację ZZPAP. 
Z Januszem Strzałeckim, jak on - członkiem przedwojennej grupy kapistów, pojechał do Krakowa, by z budynku sklepu z galanterią, prowadzonego przed wojną przez swego ojca przy ul. Stradom 5 wydobyć ukryte, a teraz niezbędne do przeżycia zasoby.
Po powstaniu warszawskim znalazł się w Pruszkowie, potem w Milanówku, gdzie wraz z Cybisami i zaprzyjaźnioną Heleną Berger znalazł schronienie w domu Jana Szczepkowskiego. W lutym 1946 roku malarz zarejestrował się w Centralnym Komitecie Żydów Polskich [karta nr 19168408; dziś w archiwum ŻIH], podając swoje personalia: "Artur Stefan Nacht Samborski". W rubryce "sposób przetrwania" widnieje wpis: "jako aryjczyk", zaś rubrykę "Adres dla korespondencji / nazwisko przybrane" malarz wypełnił, podając "Samborski Stefan, Saska Kępa, Walecznych 7".

Rok 1950 okazał się datą istotną dla losów rodziny Nachtów (i Wachsów). W jej łonie występowały róże stanowiska w stosunku do spraw żydowskich i polskich, determinujące decyzje o wyborze miejsca do życia wobec zachodzących zmian - zaostrzającego się kursu komunistycznej władzy z jednej strony, zaś powstania państwa Izrael z drugiej. Umacniający się w Polsce stalinizm dążył m.in. do zdławienia rozmaitych form odradzającego się w pierwszych powojennych latach, żydowskiego życia społecznego, kulturalnego i religijnego, a do myślenia dawał także stosunek komunistycznych władz do takich wydarzeń, jak pogrom kielecki (1946).

W tym samym roku ojciec artysty, który po wojnie mieszkał w Krakowie, a także jego siostra Stefa (Charlotta) Wachs wraz z dziećmi - Hanką i Romanem, członkiem syjonistycznej organizacji młodzieżowej Ha-Szomer ha-Cair - podjęli decyzję o wyjeździe do Izraela.
Artur i jego brat Marek postanowili pozostać w Polsce. Malarz dwukrotnie odwiedzał rodzinę w Izraelu - w roku 1957 i 1965, na krótko przed śmiercią ojca. Julian Nacht w Bat Yam pod Tel Avivem prowadził sklep podobny, co do asortymentu, do tego w Krakowie, a w jego witrynie wykorzystał tę samą winietę, którą przed wojną do sklepu na Stradomiu zaprojektował Artur.
Rok 1968 znów stał się dla artysty czasem pełnym goryczy, spotkała go kolejna bolesna strata (zmarł Marek Nacht), a także osobiste problemy, w których niepoślednią rolę odegrały wydarzenia Marca 1968.”

Tak ucieszyła mnie wiadomość, iż ogłoszenia, z gazet nie są anonimowe, że rodzina Nacht chce opowiedzieć swoją historię, więc zaczęłam szukać dalej.

Sara Nacht


Wróćmy zatem do początków - rodzina Nacht zamieszkała w Krakowie prawdopodobnie na początku XX w. Julian-Juliusz-Joel Nacht urodził się w 1876 r. Przemyślu w rodzinie Rubina Nachta i Siesel Teitelbaum. Pod koniec XIX wieku przebywa do Krakowa i tutaj bierze ślub z Sarą Salomeą z Weindlingów, urodzoną w Krakowie w 1874.
Mają czwórkę dzieci: najstarszy jest Artur - malarz, po roku na świat przychodzi Charlotta (Stefa), później Markus i najmłodsza - Róża.
Juliusz otwiera sklep, najpierw przy ulicy Koletek 8, a później na Stradom 5. Mieszkają też cały czas przy ul. Koletek - najpierw pod numer 4, potem 5. Artur zamieszkał pod numer 3. Co ciekawe w powszechnym spisie ludności z 1910 r. handel Juliusza jest klasyfikowany jako sprzedaż przyborów wojskowych i uniformowych, dopiero później jest to sprzedaż wyrobów galanteryjnych.
BERETY DO BALETU DOSTARCZA!



Kiedy będziecie pić kawę w “Lajkoniku”, przy ul.Stradom 5, zagrajcie w moja ulubioną zabawę - w wehikuł czasu.
Wyobraźcie, że wszystko znika i najpierw pojawia się lada, widzimy pod szkłem rozmaite rękawiczki, chustki, szale z aksamitu.
Za ladą stoi najmłodsza córka Róża i póki nie ma żadnego klienta, przymierza najbardziej szykowny kapelusz i przekłada przez ramię torebkę w formie kuferka firmy “Knautsch”- ostatni krzyk mody. Z zaplecza wychodzi Juliusz i już chce pouczyć córkę, gdy otwierają się drzwi, rozbrzmiewa delikatny dźwięk dzwonka. Wchodzi elegancki młody człowiek, z ciekawością przygląda się jak Rózia w pospiechu ściągą kapelusz i mówiąc ledwo słyszalne “cześć” ucieka na zaplecze, by poprawić włosy. 
Tym chłopakiem jest Zygmunt Shmeidler, z którym wkrótce Rosa zamieszka przy Placu Kossaka.

Róża Nacht-Shmeidler

A ja uciekam na ul. Koletek, w poszukiwaniu pięknych posadzek, poręczy, może także drzwi w kamienicach w których mieszkali Nachtowie i które zbudował najbardziej płodny architekt, także Żyd, Beniamin Torbe! 
Zawsze powtarzam wszystkim swoim grupom, że po wojnie środkowo-wschodnia Europa stała się kaleką, brakuje jej 1/4 ludności, brakuje bardzo ciekawej różnorodnej grupy, która dalej by tutaj mieszkała, chodziła do niezliczonej ilości synagog i szkół, handlowała, budowała, uczyła tolerancji...
Może takie wspomnienia, historie rodzinne przywrócą jej sprawność.